Ekipa filmu „Shaandaar” pojawiła się już w Kozłówce. Dziś pierwszy dzień zdjęciowy.
Do Kozłówki przyjechał liczący 140 osób zespół filmowców, z dwójką gwiazd bollywoodzkiego kina na czele: Shahidem Kapoorem i Alią Bhatt.
Na każdym planie filmowym najważniejszy jest czas, ale nie ten wyznaczany przez zegarki na ścianach. Liczy się czas, jaki daje światło słoneczne. A tego w listopadzie jest bardzo mało, więc przygotowania do zdjęć rozpoczęły się już przed szóstą. Pierwsza przygotowana została klatka schodowa i scena przybycia gości na wesele. Pomieszczenie „podrasowano” przy pomocy dodatkowych kolumn i pochodni oświetlających drogę przybyłym gościom.
W piątek zakończyły się przygotowania pałacowych wnętrz dla potrzeb filmowców. – Przede wszystkim, musieliśmy usunąć wszystkie drobne eksponaty, aby nie narażać ich na przypadkowe uszkodzenie oraz… aby nie rozpraszały nadmiernie widzów. W końcu gwiazdy właśnie tu przyjechały – mówi Monika Januszek-Surdacka z Muzeum Zamoyskich. Część pomieszczeń opustoszała (link), a część została dostosowana do potrzeb scenariusza.
Największe zamieszanie stało się udziałem Salonu Czerwonego – zabytkowa kanapa, która zwykle stoi na jego środku, została ostrożnie zdemontowana i przeniesiona poza zasięg kamer. W jej miejscu pojawiło się przygotowane specjalnie na tę okazję wielke czerwone łoże. Solidne – ze styropianu i sklejki. Podobno będzie świadkiem morderstwa. Ekipie filmowej nie spodobał się jednak wiszący nad nim ozdobny żyrandol – tak bardzo przyciągał uwagę, że zdecydowano o jego podniesieniu prawie pod sufit. To nie koniec „sztuczek”, jakie wobec tego pomieszczenia zastosuje ekipa filmu „Shaandaar”. Listopadowe słońce dostarcza zbyt mało światła pałacowemu wnętrzu, dlatego zdecydowano o doświetleniu salonu za pomocą… „sztucznego słońca”, jakim będą reflektory umieszczone na zewnątrz budynku.
Z kolei sobotnie popołudnie było niezwykle pracowite dla Marcina Jabłońskiego. Znany w całym kraju lubartowski florysta tworzy na potrzeby filmu kompozycje z żywych kwiatów. Wyjątkowo nie w swojej pracowni w Lubartowie. – Pewnie byłoby wygodniej, ale to innego rodzaju wyzwanie. Pracujemy w nietypowym otoczeniu i z cennymi eksponatami, każdy bukiet musi być indywidualnie dopasowywany, nie dałbym rady kursować między Lubartowem a Kozłówką – śmieje się Jabłoński.
Fani aktorów, a śledzi ich na Twitterze po kilka milionów osób, z niepokojem obserwują prognozy pogody dla Polski. Martwią się, czy ich idole dadzą sobie radę w Kozłówce. No, ale nie wiedzą o reflektorze w oknie…